Pobódka jak zwykle słoneczna. Dzień zaczął się od Michała rytuału, czyli połowem z harpunem z morzu. Tym razem wrócił zadowolony, bo udało mu się złowić jedną rybkę i prawie dwie duże :). Co z tego, że mała i co z tego, że ostrze harpuna większe od jej głowy - ważne, że łowy udane. Jedynym minusem okazał się fakt, że rybce ze strachu puściły zwieracze wprost na ręce Michała. Niemiłosierny odór towarzyszył nam więc przez początek dalszej trasy.Ustawiliśmy GPSa na Malagę i jazda. Droga w tym kierunku jest wyjątkowo...

Z samego rana ruszyliśmy w poszukiwaniu kostki do Kuby samochodu. Co jak co, ale szroty w Hiszpanii i Francji będziemy mieli opracowane idealnie. W żadnym z nich nie udało nam się jej znależć. Jedyny ratunek w salonie Seata, który obiecał nam ją załatwić na jutro. My jednak nie chcieliśmy czekać bezczynnie, więc Kuba wziął sprawy w swoje ręce. Oczyścił kostkę, polutował i okazało się, że to nie zwykły Kuba tylko Qbzy - "Złota rączka", bo samochód ruszył.Droga do Walencji prowadziła przez liczne gaje cytrusowe, oliwne i pola ryżowe....

Obudziliśmy się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Michał znowu wyruszył na łowy, ale niestety z kolejnym niepowodzeniem. Wreszcie udało nam się wspólnie dwiema westkami wyruszyć dalej po mało owocnych połowach. Skierowaliśmy sie do Walencji, jednak po drodze chcieliśmy koniecznie obejrzeć park przyrodniczy, w którym podobno można zobaczyć flamingi :). Park znajduje się w delcie rzeki Ebre, jakieś 140 km od Walencji. Minęliśmy parę rozlewisk, trochę fabryk, a krajobraz zupełnie nie kojarzył się z Hiszpanią. Gdy wreszcie dotarliśmy na miejsce zobaczyliśmy szerokie piaszczyste plaże. Były tak szerokie, że wręcz...

Dzisiaj wstaliśmy z myślą, że koniecznie musimy zwiedzić jeszcze Fundacio de Joan Miro, jednak zaczęliśmy od La Bouqeria. Jest to najsłynniejsza hala targowa z żywnością w Barcelonie i faktycznie nie można jej ominąć. Znaleźć tam można wszystko, ale chyba nie to jest najważniejsze, tylko to, że wszystko jest świeże, a kraby i krewetki jeszcze się ruszają. Warto zajrzeć do hali nawet jeśli się nie planuje szczególnych zakupów, bo gra kolorów, zapachów i smaków jest porywająca. My nie mogliśmy się oprzeć i wyszliśmy z paroma świeżymi owockami.Kolejne kroki skierowaliśmy...

Obudziliśmy się spoceni jak cholera, bo akurat stanęliśmy samochodem po najbardziej nasłonecznionej stronie uliczki Carrer de Italia, także pobudka była szokowa. Zebraliśmy się i pojechaliśmy dalej zwiedzać Barcelonę, co w temperaturze 36 stopni jest naprawdę nie lada wyczynem. Pojechaliśmy najpierw do Muzeum Miro, ale okazało się,że w poniedziałki wszystkie muzea są pozamykane, więc trzeba było zmienić plany. Za kolejny cel obraliśmy, więc Aquarium przy porcie. Ogólnie eksponaty fajne zwłaszcza tunel rybi, ale za prawie 18 euro klapki nam nie spadły.Następnie obowiązkowo zwiedziliśmy Park Guel, ale najdłuższa ławka też...

Obudziliśmy się wreszcie bardzo wypoczęci i dalej w drogę. Szybko skontaktowaliśmy się z Kubą i Karo gdzie są, bo chcieliśmy ich dogonić. Skierowaliśmy się w stronę Barcelony jeszcze niepewni nowego serca Westy, ale częste przystanki, wietrzenie silnika spowodowały, że dotarliśmy w okolice Barcelony bardzo szybko. Miasteczko w którym się zatrzymaliśmy nosi nazwę El Masnou i gdy tylko wjechaliśmy przywiodło mi na myśl, że to chyba San Fransisco - strome, pnące się w górę i w dół uliczki. Stanęliśmy na jednej z nich ( Carrer de Italia) i poszliśmy...