09 paź „Tytanowy kalafior” w Bilbao // Kraj Basków
Przyjeżdzając do Bilbao, nastawieni byliśmy głównie na jego największą atrakcję, czyli słynne muzeum Guggenheima i na tym się skupiliśmy. Bilbao to nie tylko “tytanowy kalafior”, jak zwykli nazywać go mieszkańcy miasta. Stolica biskajskiej prowincji Vizcaya ma znacznie więcej do zaoferowania. Niektórych przeraża, innych zachwyca. Nas zaciekawiła i pozostawiła lekki niedosyt. Miasto nie jest małe i żeby je poznać, potrzeba nieco więcej czasu, a my przeznaczyliśmy na nie tylko jeden dzień.
Obydwoje jesteśmy miłośnikami sztuki i jak tylko mamy okazję, zaglądamy do muzeów, a zwłaszcza tych ze sztuką współczesną. Muzeum Guggenheima jest osobliwą świątynią sztuki, bo sam budynek jest dość kontrowersyjny i stosunkowo nowy, bo wybudowany w 1997 roku. Ciekawe, nowoczesne podejście do architektury, gdzie użyto specjalnego programu komputerowego do projektowania kadłubów statków, dało nieprzeciętny efekt falistych kształtów. Tytanowa blacha, mieniąca się w słońcu sprawia, że w zależności od pory dnia, budynek wygląda zupełnie inaczej. Po jego budowie, do tej pory nieciekawe i szare miasto, zaczęło przyciągać rzesze turystów. Początkowo nielubiany “tytanowy kalafior” Franka Gehry’ego i jego zespołu architektów spowodował tzw. “efekt Bilbao”. Czy się komuś podoba, czy nie – Muzeum Guggenheima stało się symbolem Bilbao.
Zwiedzanie zaczęliśmy od ekspozycji wewnętrznej. Do przejścia są trzy kondygnacje. Na pierwszej znajduje się instalacja-labirynt ze stalowych, gigantycznych płyt: “Materia Czasu” – Richarda Serra. Na dwóch wyższych kondygnacjach jest zbiór z lat 1952-2010. W dużej mierze to video art, ale doszukamy się też takich twórców jak Andy Warhol, Willem de Koonig, Jean-Michel Basquiat. Muzeum posiada bardzo ciekawe zbiory, które są idealnie wyeksponowane. Doskonałe monitory, idealne oświetlenie, obszerne sale – to wszystko sprawia, że wystawy zwiedza się bardzo przyjemnie.
Oprócz ekspozycji stałych i czasowych we wnętrzu budynku, część dzieł podziwiać można również na zewnątrz. Wzdłuż fasady biegnie Fontanna Ognia – Yves Klein’a. Przy wejściu znajduje się Tall Tree & The Eye – 63 połączone ze sobą, srebrne kule. W okolicy budynku znajdziemy też tzw. “Mama” – Louis’a Bourgeois, czyli dziewięciometrową rzeźbę pająka, która ma być symbolem dwubiegunowości macierzyństwa (opiekuńczość i drapieżność). Niedaleko znajdziemy również rzeźbę Jeffa Koonsa: “Puppy” (13-metrowej wysokości pies z kolorowych “żywych” kwiatów). Jego są również charakterystyczne kolorowe “Tulipany”, wyglądające jak gigantyczne balony.
Zwiedzanie muzeum zajęło nam dobre trzy godziny, więc na samo miasto nie zostało nam zbyt wiele czasu. To, co niewątpliwie rzuca się w oczy, to zderzenie historii z nowoczesnością. Warto przespacerować się Casco Vieja, gdzie w wąskich uliczkach natkniemy się na ducha przeszłości i na bary pintxos (baskijskimi tapasami), tak charakterystyczne dla tego regionu. Trzeba koniecznie przejść się dzielnicą Siete Calles, zajrzeć do jednego z wielu zabytkowych kościołów i przysiąść na chwilę nad rzeką Nervion. Poznać ludzi na ulicy, zagadać, uśmiechnąć się do kogoś nieznajomego. Przecież każdy ma jakąś ciekawą historię. Na przykład facet w średnim wieku z wyładowanym bagażami rowerem, który przejechał Europę pięć razy. Czy to nie jest fascynujące? Bilbao to też przedmieścia i pozostałości po poprzednim życiu miasta. To miasto z duszą i na pewno warto tą duszę spenetrować dokładniej.
Sorry, the comment form is closed at this time.