Ucieczka z Cancun//Koniec przygody w Meksyku

W podróżach najlepsze i najgorsze zarazem są powroty do domu. Różnie z nimi bywa. Fakt jest taki, że jakie by nie były, na pewno łatwe nie są.

Cancun było dla nas tylko bazą na przeczekanie nocy do wylotu do Mexico City. Po przyjeździe zostawiliśmy plecaki na stacji autobusów, wzięliśmy śpiworki i postanowiliśmy zobaczyć ten przybytek amerykańskiej rozpusty.

Bananowa młodzież, bogaci emeryci, hotele, prywatne plaże, motorówki, paralotnie, samoloty, helikoptery, statki piratów, druty kolczaste, chroniące domki na plaży, prywatne plaże. Po Prostu MAGIA!

Znaleźliśmy jedyną chyba publiczną plażę, gdzie postanowilismy spędzić resztę dnia. Na plaży był mały domek ratownika, w którym rozłożyliśmy śpiworki i zadowoleni poszliśmy spać. Po chwili jednak, komary rozkminiły, że tam leżymy i to był koniec naszej drzemki. Zaczęła się walka z komarami. Nie wspomnę o fali gorąca, która również w śnie nie pomagała. Po parogodzinnej męczarni przenieśliśmy się na piach. Oj co za ulga! Gdy nad ranem udało nam się wreszcie zmróżyć oko,  zrobił się ruch na plaży i trzeba było zmykać na lotnisko. Zmęczeni i mega niewyspani podjechaliśmy na dworzec autobusowy, stamtąd na lotnisko cancun. W międzyczasie pomylilismy terminale. Ledwo zdąrzyliśmy opakować nasze plecaki wcześniej zakupioną folią spożywczą.

Odprawiliśmy się i odlecieliśmy w kierunku Mexico City, a z Mexico City do Paryża, a z Paryża do Warszawy. Tak skończył się nasz meksykański sen. To co zobaczyliśmy i przeżyliśmy – JEST NASZE! Zobacz więcej zdjęć.

No Comments

Post A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.