Na Drodze Wojennej//kościół Cminda Sameba i Kazbek

Nikt z nas się nie spodziewał, że słynna Droga Wojenna, czyli asfaltówka prowadząca do najbardziej znanego, pocztówkowego zabytku Gruzji, kościoła Cminda Sameba, będzie tak trudna.

Z pozoru (te pozory w Gruzji grają dużą rolę) szeroka, jedynie nieco kręta, ale wygodna i asfaltowa droga, powoli zaczynała sprawiać nam sporo kłopotów. Owszem mijaliśmy piękne widoki, stoki, skały, rzekę, ale zanim się obejrzałam zrobiło się biało i dość tłoczno na drodze. Oprócz pięknych widoków trzeba się liczyć z tym, że jest to główna droga lecąca przez Kaukaz, łącząca południowe kraje z Rosją. Nagle zrobiło się dużo tirów, potem bardzo dużo tirów, które następnie zaczęły tworzyć kilometrowe kolejki. Trzeba było jechać większość drogi pod prąd, co nie było zbyt komfortowe. Po drodze mijaliśmy bardzo dużo tuneli, w których tiry ledwo się mieściły i samochody na poboczach, które albo złapały gumę, albo miały problem z chłodnicą.My bez problemu, uśmiechnięci i zadowoleni parliśmy do przodu. Po drodze zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie znajduje się popularny punkt widokowy, z którego podziwiać można okazałe szczyty Kaukazu. Zobacz więcej zdjęć.

Ja: Misiu zatrzymajmy samochód tutaj, dojdziemy.

Michał: Nieeee, no co ty! Nie po to mamy samochód, żeby włazić pod górkę.

Podjechaliśmy więc, zobaczyliśmy i obfotografowaliśmy wszystko co się dało. Ruszyliśmy, a że wjeżdżał kolejny samochód na nasze miejsce, trzeba było nieco zjechać mu z drogi. Szkoda, że to nie koniec mojej relacji, bo w tym momencie samochód zawisł nam na jednym boku na krawędzi drogi, zaczął tryskać płynem chłodniczym z wysiłku i ani w przód, ani w tył. Zakopany! Na szczęście znalazła się całkiem spora grupa ludzi ( to też znamienne dla Gruzji), która bez wahania rzuciła się do pomocy. Jeden Gruzin wlazł za kierownicę, drugi kazał mi usiąść z tyłu, a kolejnych pięciu chłopa pchało samochód, a to od tyłu, a to od przodu, a to z jednej strony, a to z drugiej. Pojazd ani rusz, więc zaczęliśmy podkopywać koła. W międzyczasie okazało się, że prawie zatrzasnęliśmy kluczyki w środku. Jakaś sodoma i gomora. Zrobiło się zamieszanie i nawet znaleźli się w tłumie jacyś pomocni Polacy. Nie zrobiłam dokumentacji tych wydarzeń, bo były tak stresogenne, że nie byłam w stanie utrzymać aparatu.

Kiedy już udało nam się wyjść z opresji, ruszyliśmy dalej. Wygłodniali dotarliśmy do miasteczka Stepancminda (dawniej Kazbegi), która leży pod góry Kazbek, chyba najbardziej spektakularnej gruzińskiej góry. Nie jest tak wysoka jak Shkhara, ale ma na sumieniu wiele istnień ludzkich, chcących się zmierzyć z jej szczytem. Zobacz więcej zdjęć.

Po paru dniach zimnej diety chlebowo – pasztetowej, postanowiliśmy skorzystać z restauracji. Wreszcie udało nam się znaleźć khinkali, czyli tradycyjne pierożki mięsne (bywają bezmięsne) z rosołem w środku. Do tego zamówiliśmy zupę z jagnięciną, a Michał dopełnił się kawałkami wołowej gumy. Po średnim posiłku, ruszyliśmy samochodem pod kościółek Cminda Sameba. Zanim jednak ruszyliśmy, Michał wybadał samochodowe braki. Okazało się, że samochód grzał się z braku oleju, a i płynu chłodniczego nie miał zbyt wiele. Nasze szamotanie przy samochodzie zauważył niejaki Vasilii, który był na tyle obrotny, że zaraz skombinował nam tłumaczkę i zaproponował lux pokój, jak to on określił. Zgodziliśmy się. Chcieliśmy wreszcie wykąpać się i wyspać. Zobacz więcej zdjęć.

Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że początkowo dobra droga do kościoła zamieniła się w dość wysokie, zlodowaciałe koleiny i wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że była szerokości jednego samochodu, ale dwukierunkowa. Trzeba mieć farta, żeby ją przejechać bez mijania się z drugim samochodem. Z duszą na ramieniu i modląc się, żeby nikt nie jechał z naprzeciwka przejechaliśmy ją. Ufff…Warunki nie pozwoliły nam na to, aby wjechać na samą górę ( ku uciesze wielu osób, którym w ogóle nie podoba się ten fakt), resztę musieliśmy przejść na piechotę. Zobacz więcej zdjęć.

Widok piękny, Kazbek tonął w chmurach i pokazała się nawet tęcza. Wywiało nas niemiłosiernie, także szybciutko odwiedziliśmy kościółek i czym prędzej wróciliśmy do samochodu. Pokonaliśmy po raz drugi wąską drogę w dół, zabierając 3 amerykańskie studentki.

Przeszliśmy się po miasteczku Stepancminda, które nie jest zbyt szczególne. Wróciliśmy do gościńca Vasiliego, wykąpaliśmy się 5 razy na zapas i z miłą chęcią skorzystaliśmy z możliwości snu w ciepłym miejscu, na miękkim materacu, pod czystą kołderką. Zobacz więcej zdjęć.

2 komentarze
  • Ja
    Posted at 13:52h, 26 sierpnia Odpowiedz

    To raczej nie Uszba a Kazbeg (Uszba jest w Swanetii). Poza tym relacja super.

    • jedzmy
      Posted at 16:34h, 07 września Odpowiedz

      Straszna pomyłka, ale trzeba się do niej przyznać. Wpis był na szybko pisany podczas podróży. Blog w rozsypce jeszcze, ale obiecujemy się poprawić :). Dzięki!

Post A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.