Fala chlup, kręgosłup chrup

W Puerto Escondido, kolejny raz przekonaliśmy się, że język hiszpański jest niezbędny, żeby cokolwiek zdziałać w Meksyku. Dla Michała harce na desce surfingowej skończyły się nieprzyjemnym bólem kręgosłupa, który nasilał się z minuty na minutę.

Postanowiliśmy nie lekceważyć symptomów i zgłosić się z objawami do najbliższego szpitala. Po drodze spróbowaliśmy dodzwonić się do naszego ubezpieczyciela, który również miał problem z dogadaniem się z pobliskimi punktami medycznymi. Dostaliśmy jedynie jakiś adres smsem, na który nawet taksówkarze robili wielkie oczy i w rezultacie jeden z nich wywiózł nas gdzieś, gdzie nie powinien. Nie można zupełnie narzekać na ubezpieczyciela, bo po drugiej stronie słuchawki była przemiła Pani, która w miarę możliwości starała się pomóc, ale wyszło na to, że natychmiastowa pomoc byłaby troszkę problematyczna.

Doszliśmy do wniosku, że poradzimy sobie sami i znaleźliśmy 24h prywatny szpital, gdzie na szczęście był anglojęzyczny surfer-dentysta, który robił za naszego tłumacza. Wezwano specjalistę ortopedę, który powyginał i powykręcał Michała w różne strony, zrobił prześwietlenie i stwierdził, że na szczęście kości nie są naruszone, a jedynie mięśnie i dlatego Michał przykurcza się jak stara babcia. Lepiej nie wskakiwać na deskę zaraz zza biurka – powiedział, a surfer – tłumacz – dentysta dodał, że Michał jest za długi na deskę, a to nie jest sport dla wysokich ludzi. Ostatecznie, mieliśmy dużo szczęścia. Nic poważnego się nie stało. Jedynie język hiszpański z dnia na dzień staje się dla nas co raz mniej tajemniczy. Na pamiątkę zostało nam również wielkoformatowe zdjęcie kręgosłupa i rachunek na 1300 pessos.

No Comments

Post A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.