13 kw. Światem rządzi pieniądz, czyli kolejny raj utracony//Wyspa Holbox
Żeby dostać się na wyspę Holbox, musieliśmy się naprawdę wysilić. Z Celestun jechaliśmy 5 godzin drugą klasą autokarową do Cancun. Dotarliśmy do miasta około 5 rano. Z Cancun musieliśmy dostać się do Chuquila, do której autobus jedzie 3 godziny. Potem jeszcze 20 minut przeprawa łódką i znaleźliśmy się na wyspie Holbox. Ufff…
Po wyspie przemieszczać się można jedynie melexami, dróg asfaltowych brak.
Podstawowym problemem okazało się znalezienie hostelu, bo takowych na tej wyspie po prostu nie ma. Wszędzie, gdzie okiem nie sięgnęłam widać było tak zwane “hotele na bogato”. Wszystkie informacje, które przywieźliśmy ze sobą dotyczące campingów, czy pól namiotowych były nieaktualne.
Zmęczeni i nieco zrezygnowani usiedlismy w pierwszej lepszej restauracji, gdzie kelner zauważył moje zdegustowanie i powiedział: “ Chillout You are in PARADISE!” i tym sposobem poprawił mi humor. Zaczęłam się rozglądać i faktycznie ma rację, przecież to raj i to taki jaki widziałam nie raz na pocztówkach! Wszędzie był biały piasek, morze, słońce, czego chcieć więcej. Najwyraźniej można się do takich widoków przyzwyczaić.
Wreszcie znajdujemy cabanas za 350 pessos za dwie osoby, chyba najtańsze miejsce na wyspie. Spacer o zachodzie słońca w Meksyku to jest to, czego będzie brakowało mi najbardziej, dlatego nie odpuściliśmy i tym razem. Zrobiliśmy zakupy w sklepie (na szczęście był!), bo nie stać nas było na jedzenie w restauracji i zmęczeni przytuliliśmy się do naszych śpiworów z nadzieją, że kolejny dzień pozwoli nam cieszyć się z raju, który niewątpliwie tu istnieje pomiędzy nowobogackimi zachciankami.
Po burzowej nocy, wybraliśmy się na pieszą wyprawę po wyspie, było warto. Dołączył do nas czarny, długonogi pies, który od tej pory nie odstępował nas na krok – taki nasz holboxowy przyjaciel. Merdał ogonem, łowił ryby, pluskał się radośnie w wodzie. Przeprawiliśmy się płytką częścią morza przez wpadającą do niego rzekę. Wszyscy straszyli nas krokodylami, a okazało się, że w wodzie jest pełno skorupiaków niczym z filmu Alien. Nie wiem co gorsze. Im dalej, tym coraz więcej ich było i ja zaczęłam wymiękać. Od tej chwili Michał musiał transportować mnie na plecach, bo postanowiłam nie zanurzyć więcej nogi w wodzie, wiedząc jakie ona tam będzie miała towarzystwo.
Doszliśmy do totalnie pustych, dzikich plaż po drugiej stronie wyspy, ale na tyle dzikich, że porośniętych trawą i zaglonionych. Wszędzie było pełno ptaków, różowych flamingów, które prawdopodobnie migrowały tu z Celestun. Na plaży leżały zasuszone płaszczki i wszelkie możliwe, dziwne żyjątka morskie. Nie było ani jednego śladu człowieka. Tu faktycznie był RAJ. Pies złowił rybę, która spuchła mu w pysku i zdziwiony ją wypuścił. Parę razy probował ją złapać, ale za każdym razem ryba się pompowała. Spacer po wyspie polecamy. Im dalej, tym piękniej. Trzeba pamiętać, że ludzie są leniwi i zwykle nie docieraja tam, gdzie naprawdę warto.
Kolejny dzień postanowiliśmy poleniuchować. Cały dzień spędziliśmy na plaży – woda, piasek, slońce. Michal zrobił kotwice i dryfował na materacu ze mna na zmianę. Po kapieli słonecznowodnej zjedliśmy low costowy obiad z wczoraj, przygotowaliśmy kanapki na podróż do Cancun i poszliśmy spać. Powoli obieramy kierunek – DOM. Pora pożegnać się z Meksykiem i zacząć planować kolejne podróże. Zobacz więcej zdjęć.
JP
Posted at 11:38h, 15 październikaHej, dzięki za wpis. Czy możecie przekazać namiary na miejsce, w którym nocowaliście na Holbox?
jedzmy
Posted at 12:23h, 08 listopadaHej. To było dwa lata temu i na tamten czas to był najtańszy hostel, a właściwie domki.
-> KLIK