Twierdza w Kłodzku i tajemniczy chodnik minerski // Dolny Śląsk

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc od razu po powrocie z Meksyku postanowiliśmy zrobić jeszcze małego tripa samochodem. Już od dłuższego czasu planowaliśmy spenetrować południową Polskę w okolicach dolnego śląska i gór stołowych. Przy okazji chcieliśmy przejechać granicę czeską i zobaczyć niezwykłe Skalne Miasta.

Ruszyliśmy z Warszawy bardzo późno, bo dopiero około 14, zabraliśmy naszego  Kenzo i drogą na Łódź, następnie Wrocław, dotarliśmy do Kłodzka o 2 w nocy.

Przycupnęliśmy na jednym z miejskich parkingów i zmęczeni jazdą poszliśmy spać.

Następny dzień zaczęliśmy od zwiedzania miasta, które duże nie jest, ale dość ciekawe, bo przez długi okres znajdowało się pod panowaniem Prus. Przeszliśmy się najstarszym w Kłodzku kamiennym mostkiem, który prowadzi przez Nysę Kłodzką, następnie ulicą Kościuszki doszliśmy aż do Twierdzy Kłodzkiej. Jest to okazały budynek. Był to pierwszy gród za czasów Mieszka 1, potem zastąpiony zamkiem, a za czasów Pruskich przeobrażony został w fortecę. Na teren można wejść wyłącznie z przewodnikiem, a cała atrakcja łącznie z przejściem chodnikami minerskimi trwa około 2,5 godziny, a kosztuje 18 zł. Do zwiedzania udostępniona jest bardzo mała część twierdzy i bez przewodnika oglądanie zupełnie nie miałoby sensu. Dowiedzieliśmy się między innymi, że wojsko nie piło wtedy wody, ale posiadało swój browar, gdzie warzyło piwo na swoje potrzeby, a z samego rana każdy żołnierz dostawał seteczkę bimbru ( wódka nie była wtedy taka mocna, może z 16%) na dezynfekcję. Kolejną ważną informacją był fakt, że całe fortyfikacje obsadzone były kapustą, którą jedli, a następnie kisili. Buty natomiast dostawali w ilości sztuk 3 i to bez rozróżnienia na lewy i prawy. W 19 w. forteca służyła jako więzienie, a następnie stała się fabryką do produkcji niemieckich U-bootów. Za czasów Hitlera była świadkiem wielu morderstw i rzezi.

O wiele ciekawszy do zwiedzania okazał się chodnik minerski, który znajduje się na terenie twierdzy, a właściwie pod nią. Jest to sieć korytarzy podziemnych, służących do podkładania min w razie oblężenia. Udostępniono ponad kilometr chodnika, ale jest on znacznie dłuższy. Podczas zwiedzania doszliśmy do pomieszczenia, gdzie przewodnik zademonstrował nam wystrzał z karabinów. Karabinów nie było, ale był hałas i dym. Dowiedzieliśmy się, że ponieważ wystrzał z karabinu był jeden, a ładowanie prochu i kuli trwało ok 30 sekund, żołnierze ustawiali się w kolejkach po 6 i strzelali po kolei, a następnie biegli na koniec kolejki.

Podczas przeciskania się wąskimi tunelami, które w najwyższym punkcie mają ok. 2 m, a w najniższym udostępnionym 90 cm (najniższy odcinek nieudostępniony ma centymetrów 60), dowcipny przewodnik gasił co chwilę światło. Wszystko po to, żebyśmy doświadczyli tego co żołnierze, którzy poruszali się po korytarzach w zupełnej ciemności po 8 godzin dziennie ( tyle trwała slużba dzienna w chodnikach minerskich). Rozkładu korytarzy żołnierze uczyli się nawet 5 lat. Poszczególne tunele oznaczone były literami alfabetu i przy każdym była metalowa tabliczka z wypukłą literą, aby można było ją wymacać w totalnych ciemnościach. Do tego nie potrzebna była nawet umiejętność czytania.

Po tym natłoku informacji (niewątpliwie meeega ciekawych), wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku jaskini niedźwiedziej, którą zamierzaliśmy zwiedzić kolejnego dnia.
Znaleźliśmy leśny parking i przy niesamowicie jasnym świetle księżyca poszliśmy spać.

img_9139

img_9037

img_9160

img_9147
img_9117

img_9115

img_9068

img_9032

img_9034

img_9108

img_9086

img_9125

img_9094

No Comments

Post A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.