ANNECY – miasteczko animacji

 

Annecy nazywane jest alpejską Wenecją i faktycznie coś w tym jest.

Wystarczy przejść się wąskimi uliczkami starówki, gdzie pełno jest kanałków, mostków i małych kawiarenek.  To urokliwe miasteczko położone jest niedaleko szwajcarskiej granicy w niedalekim sąsiedztwie Genewy i otoczone jest zewsząd górami.

Pierwszy raz byliśmy tam 5 lat temu, kiedy to Michał miał zaszczyt odbierać nagrodę za swój film. Miejsce to zrobiło na nas (wtedy) ogromne wrażenie. Postanowiliśmy tam wrócić i sprawdzić czy podziała na nas równie hipnotycznie jak kiedyś. Tak, podziałało.

Zacznę od początku. Annecy jest naprawdę daleko, naprawdę, naprawdę daleko. Jechaliśmy samochodem (z noclegiem w Niemczech) około dwóch dni (1700 km w jedna stronę). Plusem były widoki i małe miasteczka, które mijaliśmy po drodze. Osładzały nam tą długą podróż.

Po dwóch dniach udało nam się dotrzeć na miejsce. Zatrzymaliśmy się na jednym z bezpłatnych parkingów, zaraz przy wjeździe do miasta. Miejsce idealnie skrojone dla nas i dla naszego busika. Jakby przewidziane dla osób pragnących wydać jak najmniej euro. Cudo! Miejscówkę obczailiśmy jeszcze przed wyjazdem na google earth i sprawdziła się w 100%.

Nie było toalety, ani prysznica, ale my jesteśmy zwykle samowystarczalni i na wszystko ( w miarę ) przygotowani. Kibelek przyjechał z nami, a prysznic (shower from the sun) napełniliśmy po drodze i też był gotowy do użycia.

Okolica wymarzona. Dwa kroki nad jezioro i piękne widoki na góry. Żyć, nie umierać!

Do Annecy przyjechaliśmy w konkretnym celu. Co roku (w czerwcu) odbywa się tu jeden z największych festiwali animacji w Europie i właśnie to był nasz główny cel. Następnego dnia po przybyciu zajęliśmy się akredytacją. Kupiliśmy bilet na wszystkie bloki filmowe i w zamian otrzymaliśmy pełny ekwipunek festiwalowy: torbę wypełniona po brzegi katalogami, programami i ulotkami z festiwalu. Od razu postanowiliśmy zabukować sobie bilety na seanse. Niestety okazało się, że co mądrzejsi kupili bilety jeszcze przed wyjazdem i zdążyli sobie wszystko zaklepać na stronie internetowej. W praktyce nie był to duży problem, ale o tym znajdziecie więcej w poście o samym festiwalu.

Po trzech dniach intensywnego oglądania filmów, kiedy to większość czasu spędziliśmy przemieszczając się z kina do kina, postanowiliśmy poznać lepiej okolicę. Trzeba przyznać, że jest nie byle jaka. Samo położenie Annecy jest niesamowite, naprawdę robi wrażenie. Jezioro d’Annecy można objechać rowerem, a że wzięliśmy ze sobą dwa (co było świetnym pomysłem), nie mogliśmy odmówić sobie tej przyjemności. Droga rowerowa jest świetna i można ją pokonać również na rolkach. Gładki asfalcik temu sprzyja i amatorów takich wycieczek rowerowych, pieszych i biegowych bądź rolkowych jest tam sporo. Często gęsto byli to dość sędziwi ludzie, którzy ku mojemu zdziwieniu i bez zająknięcia i wstydu bezczelnie nas wyprzedzali. Droga prowadzi przez góry i doliny, więc kondycję trzeba po prostu mieć, bo ja chyba ją zostawiłam w Polsce przy komputerze. Po 3 godzinach zadyszki, nieoceniony był skok do zimnego, lazurowego jeziora. Miodzio. Pomimo dość dużego stopnia trudności, wycieczka naprawdę godna polecenia.

Piątego dnia postanowiliśmy zdobyć jeden z okolicznych szczytów, które wyglądały złowieszczo, osnute delikatną mgiełką i chmurami. Oczywiście nie wybraliśmy tego z ośnieżonym koniuszkiem, ale i takie można tam zaliczyć jeśli ktoś sobie życzy. My wspięliśmy się na Mont – Veyrier, z którego rozpościera się cudowny widok na całe Annecy. Droga w górę i w dół kosztowała nas 6 godzin chodzenia i jakieś 20 odcisków, odbite pięty i odkrycie mięśni, których wcześniej nie znałam. Chodząc tam po górach trzeba kurczowo trzymać się ścieżki, bo my zgubiliśmy ją raz i zrobiło się naprawdę nieciekawie. Są tam naprawdę strome zbocza i potrafią zaskoczyć, jeśli straci się czujność.

Festiwal się skończył i przed momentem gwarne i pełne ludzi miejsce, zamieniło się w puste, uśpione miasteczko. My też musieliśmy opuścić je z wielkim żalem, ale na pewno w Annecy będziemy jeszcze nie raz.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się nad jeziorem Lac Leman w miejscowości Le Vuarche. Bardzo urodziwe miejsce, jezioro ogromne. Było tak duże, że aż robiły się fale jak na morzu. Tam zrobiliśmy grilla, przespaliśmy się i z samego rana ruszyliśmy prosto do domu. Więcej zdjęć z Annecy

No Comments

Post A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.