17 kw. Góry vs Morze
Pobudka jak zwykle okazała się kłopotliwa o tej porze roku w Gruzji. Noc była deszczowa dla odmiany i śpiwory zawilgotniały nam totalnie. Postanowiliśmy szybko zwinąć manatki i jechać dalej w kierunku wybrzeża przez Adigeni do Batumi. Z pozoru asfaltowa, prosta i całkiem przyzwoita droga, z czasem stawała się coraz bardziej zaśnieżona. W pewnym momencie zaczęliśmy mijać spore wodospady, dość strome skarpy, zaspy i spadające kamienie. Po drodze mijaliśmy opuszczone wioski i po trochu zaczął dochodzić do nas fakt, że przecież nie widzieliśmy żadnych wyjeżdżonych przed nami śladów. Zaspy stawały się coraz wyższe, niebo zasnuły potężne chmury.
Krajobraz przypominał antarktyczny. Mi prawie stanęło serce, gdy zaspy przewyższyły dwukrotność samochodu. Masakra!!!! Tutaj powiedziałam „STOP, wracamy!”. Rozsądek zwyciężył, poziom adrenaliny sięgnął zenitu. Ani jednej duszyczki, jedynie jakieś psie czy tam wilcze ślady, cholera wie! Sprawdziliśmy okolicę i okazało się, że dalej było tylko gorzej. Postanowiliśmy zawrócić. Widoki widokami, ale z brakiem doświadczenia nikt jeszcze nie wygrał. Zobacz więcej zdjęć.
Podejrzaną żółtą krajówkę zamieniliśmy na wygodną asfaltówkę i tym sposobem, bez uszczerbku na zdrowiu dojechaliśmy do Grigolet, a stamtąd do Magnetiti. Zjechaliśmy delikatnie w kierunku Batumi, znaleźliśmy kurorcik nadmorski, który sprawiał wrażenie jakby było grubo przed sezonem i tam wjechaliśmy naszym smokiem na publiczną plażę. Niestety jak to z nadmorskimi miejscowościami bywa, wszędzie plastiki torebkowe i butelkowe. Widoki wynagrodziły nam nieco przybrudzone wybrzeże. Po trzech dniach niemycia, postanowiliśmy to zmienić. Michał zamoczył się w lodowatej, morskiej wodzie, a ja doszłam do perfekcji w kąpieli za pomocą półlitrowej butelki wody mineralnej. Winko i spać! Zobacz więcej zdjęć.
No Comments